sobota, 25 lipca 2015

PASTELOWA PRACOWNIA:)

 Nareszcie uporałam się z bałaganem po Galerii na tyle, że mogę pokazać Wam moją nową pracownię.
Jeszcze ciepła:)!
Udało mi się wygospodarować miejsce na maleńką pracownię w pokoju Filipa, mieszkaniec pokoju nie miał nic przeciwko i stwierdził, że śmiało mogę sobie tu działać:))
Szafa z Zapachu Rumianku przywędrowała na poddasze, niestety musiałam pozbyć się metalowego szaraka:(. Bardzo doskwiera mi brak miejsca w moim domku...no ale do tworzenia  rękodzieła udało mi się wszystko pomieścić w jednym miejscu i mam wszystko pod ręką, jeszcze tylko maszyna czeka na przedłużacz i mogę działać z pełną mocą. W tej chwili dużo wyszywam bo mogę  to robić wszędzie i bez maszyny, także całymi dniami haftuję sobie w ogrodzie i słucham śpiewu ptaszków, mam spokojną głowę i mogę poświęcić się temu co kocham najbardziej. I co z tego, że w domu nie zawsze mam porządek, zawsze przecież w ramach gimnastyki dłoni mogę pościerać kurz:)))

Najpotrzebniejsze rzeczy trzymam pod ręką czyli muliny, wełnę do filcowania i tasiemki, reszta mieści się w niebieskiej szafie, materiałów ciągle mi przybywa, więc jest w sam raz aby pomieścić w swoim wnętrzu wszystkie te cuda.


Tablica korkowa czeka na zamówienia, które mam nadzieję niebawem realizować:)))


pod półką zainstalowałam wieszaczek na muliny, zrobiony ze starej listewki i haczyków, z czasem haki będę uzupełniać...


Haczyki zawiesiłam też po wewnętrznej stronie drzwi od szafy służą do zawieszania tasiemek,  zawsze wygodniej odciąć mi potrzebny kawałek wiszący niż odcinać z rolki


kosz wiklinowy służy mi na skrawki materiałów, aby nie walały się po podłodze, troszkę mi tych koszy zostało, więc muszę je praktycznie wykorzystać:)


Mój skarbiec:))


Czerwona tablica wskazuje kierunek ucieczki, miałam jej nie przewieszać:)))


Tak prezentuje się całość:)




Ostatnio przez upały kiepsko sypiam więc w nocy szyję albo maluję, kilka dni temu wpadły mi w ręce dawno już zakupione litery i pomalowałam je na pastelowo.
Filip stwierdził, że muszę bardzo źle sypiać skoro je tak krzywo powiesiłam:))


Mam w planie częściej u Was bywać, i postaram się to nadrobić:)
Pozdrawiam upalnie
ila:)

sobota, 11 lipca 2015

TRAFIŁA SIĘ...

Trafiła mi się piękna stara dębowa ławeczka... Cudowna taka o jakiej dawno już marzyłam, ze schowkiem i niezbyt duża, tak aby się zmieściła w moim kąciku jadalnianym. Pewnego deszczowego popołudnia stała sobie i mokła na podwórku pewnej cudownej osoby...No właśnie, świat byłby lepszy gdyby otaczało nas więcej takich ludzi jak Ona-(mama przyjaciela mojego Pawła). Kobieta z sercem na dłoni, która pod swoje skrzydła przyjmie każdego i z każdym od razu znajdzie wspólny język. Poczęstuje najlepszym rosołkiem jaki w życiu jadłam i do tego ze swojskim makaronem:))!
No ale oczywiście nie było tak całkiem kolorowo,bo Paweł nazwał mnie ŻULEM jak tylko zapytałam o ławkę, i do tego stwierdził, że wstyd ze mną gdziekolwiek jechać...ale koniec końców pojechał grzecznie po ławeczkę i mi ją przywiózł:)). Ci nasi cudowni mężczyźni,  pomarudzą ale i tak zrobią to o co ich poprosimy;)
Ławeczka przeszła mały lifting, niestety zdjęć sprzed brak, wcześniej brakowało jej siedziska, zawiozłam ją więc z moim kochanym mężusiem do stolarza. Pan stolarz siedzisko naprawił, ja przemalowałam i ławeczka znalazła się na swoim miejscu, muszę jeszcze tylko poduchę uszyć na siedzisko. Zmieniłam zupełnie układ, poprzestawiałam krzesła, zmieniłam stół i muszę się do tego na nowo przyzwyczaić.
A co Wy sądzicie, lepiej z ławeczką czy jak stały krzesła? Będę wdzięczna  za Waszą opinię:)