poniedziałek, 25 czerwca 2012

MAŁOSOLNE PYSZNOŚCI

Sezon ogórkowy czas zacząć!


 Uwielbiam robić małosolne ogórki...kojarzą mi się z ciepłym latem i słoneczkiem, są smaczne i pasują do wszystkiego. Latem nie może ich zabraknąć na moim stole, co kilka dni robię nowe, bo bardzo szybko znikają. Uwielbiam już takie po kilku godzinach od zaprawienia ale i takie, gdy staną się kiszone. Najfajniejsze jest  to, że banalnie szybko i prosto się je robi.
Mam sprawdzony od kilku lat przepis i zawsze są smaczne, choć wydaje mi się, że nie da się ich zepsuć:)
Najważniejsze to porządne gliniane lub szklane naczynie, sól kamienna i koper.
Do moich ogórków używam  tylko kwiatów kopru, bo one nadają całego aromatu.
 Pewnie wiele z Was ma identyczny przepis, ale dla chcących podaję:)
Podaję moje proporcje, na dwa litrowe słoiki.
1 litr wody
1 kg. ogórków
płaska łyżka soli kamiennej
kwiaty kopru
8 ząbków czosnku
kilka ziarenek ziela angielskiego
kilka listków laurowych
Do  wrzącej wody wsypujemy sól i mieszamy aż się rozpuści. W słoiku ciasno układamy ogórki, przekładamy koprem. Po zapełnieniu słoika ogórkami dodajemy ziele, czosnek i listek laurowy. Zalewamy wszystko wodą i szczelnie zamykamy. Po kilku godzinach ogórki są gotowe.
SMACZNEGO!





W następnym poście  przepis na dżem truskawkowo-rabarbarowy:)
Pozdrawiam Was cieplutko
ila

piątek, 22 czerwca 2012

LETNIA KONFITURA Z PŁATKÓW RÓŻY

 Kocham lato za możliwość przyniesienia ze spaceru różnego rodzaju dobrodziejstw. Tak własnie z jednego spaceru przyniosłam do domu płatki wonnej róży, z których powstała niebiańsko pachnąca różana konfitura. W zimie będzie smakiem i zapachem przypominać letnie popołudnia spędzane na łące.
 Powstał też miniaturowy wianuszek:). Identyczne wianki już kiedyś robiłam, możecie je znaleźć TU
 Zbieranie płatków jest dosyć pracochłonne, zwłaszcza gdy w pobliżu nie ma różanego drzewka, ale dla chcącego nic trudnego:).Z mojej porcji wychodzą dwa małe słoiczki lub jeden większy:)
Dla chcących podaję przepis:)
NAPRAWDĘ WARTO JĄ ZROBIĆ NAWET DLA JEDNEGO SŁOICZKA:)
RÓŻANA KONFITURA
150 g. płatków róży
100 g. cukru
250 ml. wody
WYKONANIE:
Płatki przebieramy i oczyszczamy z zanieczyszczeń, płuczemy i osuszamy na papierowym ręczniczku. Następnie przekładamy do naczynka warstwami, które przesypujemy cukrem, część cukru zostawiamy do zagotowania z wodą. Tak przesypane płatki odstawiamy na 2 godziny, aż puszczą sok.
Po 2 godzinach płatki mieszamy i odstawiamy. W tym samym czasie, na małej patelni lub w rondelku rozpuszczamy pozostały cukier w wodzie i zagotowujemy. Do gotującej się wody z cukrem wrzucamy płatki  i delikatnie mieszamy. Gotujemy tak długo aż cała woda wyparuje, co jakiś czas mieszamy. Gotujemy tak długo aż konfitura zacznie skwierczeć, to znak że jest gotowa. Przekładamy do słoiczków i odwracamy dnem do góry, słoiczek w tej pozycji pozostawiamy na 12 godzin
SMACZNEGO!



czwartek, 21 czerwca 2012

I MAMY LATO!

 Dziś pierwszy dzień lata, jakże się cieszę! . Przeszłam się w deszczu po ogrodzie... poziomki i porzeczki dojrzewają, jabłka nabierają kształtów, deszczyk poi ziemię i tylko czekać aż wszystko dojrzeje. Uwielbiam lato, owoce, słonko na niebie i śpiew ptaków na łąkach.



Ps. Paweł mówi, że już są kurki w lesie. Idziemy!

Miłego letniego dnia Wam życzę
ila:)

poniedziałek, 18 czerwca 2012

MAM W DOMU MISTRZA!:)

 Obrosłam w pióra z dumy!  Filip pierwszy raz w życiu wziął udział w biegach dla dzieci... Dwa tygodnie przygotowań pod czujnym okiem taty doprowadziły mojego chłopca na 1 miejsce na podium w Międzynarodowym VII Crossie LUBNIEWICKIM. Imprezie organizowanej przez gminę Lubniewice.


 Miałam obawy z tym biegiem związane, czy aby na pewno sobie poradzi, czy w połowie nie zrezygnuje Nie nastawialiśmy się  na wygraną, liczyła się przede wszystkim dobra zabawa. Po dobiegnięciu na metę Filip stwierdził, że chce biegać dalej i, że potrzebne mu korki. Tak wiec będą korki i kolejne biegi:).
Cieszę się, że w wieku kilku lat dziecko moje wie, co chce robić w przyszłości

 Były gratulacje od burmistrza i medale... Filip stwierdził, że na podium stało się fajnie ale wolał biec, bo nie widział wtedy ludzi patrzących się na niego:)
Tato, post dzisiejszy jest dla Ciebie:)


Ps. I jeszcze chciałam napisać o niespodziance, która również w Lubniewicach mnie spotkała, otóż podeszła do mnie Pani, przedstawiając się...Okazało się, że Pani ta jest fanką mojego bloga:). Zaskoczenie moje było ogromne, bo w życiu nie spodziewałam się, że blog mój może aż tak się podobać:).
Wiem, że Pani przeczyta dzisiejszego posta, dlatego bardzo proszę o maila abym mogła się z Panią skontaktować:)

 Gorąco Was pozdrawiam i życzę udanego tygodnia
ila

sobota, 16 czerwca 2012

RECYKLING

 Zasadą działania recyklingu jest maksymalizacja ponownego wykorzystania tych samych materiałów, z uwzględnieniem minimalizacji nakładów na ich przetworzenie.
Ja dziś pobawiłam się troszkę w recykling. Podczas sprzątania w szufladzie ze sztućcami,
wpadły mi w dłoń dwa widelce, stare, brzydkie i nie do pary, pierwszy odruch wyrzucam, i nagle zaświeciła się czerwona lampka! Zostawiam, będą haczyki. Od czasu postanowienia wykorzystania ich ponownie, do wykonania haczyków minęło 10 min. jednak do ich wykonania potrzebny był mi małżonek, a że akurat znalazł się pod ręką to i wywiercił otwory, ja zajęłam się wyginaniem i mocowaniem. Oto efekt:)
Zyskałam kolejne miejsce do zawieszania niezbędnych w kuchni rzeczy:)

 To na pewno nie ostatnie tego typu haczyki... Widziałam kiedyś sztućce w roli uchwytów meblowych- wyglądały świetnie, muszę tylko poszukać odpowiednich widelców i łyżek, fajnie do tego nadawały by się aluminiowe widelce i pewnie łatwiej by się je wyginało. Jeśli któraś z Was ma w swoim domu aluminiowe łyżki lub widelce i chce się ich pozbyć, to ja jestem CHĘTNA!:)

Udanej i słonecznej niedzieli Wam życzę
ila

piątek, 15 czerwca 2012

KWIATY

 Kwiaty kocham od zawsze, już jako mała dziewczynka znosiłam do domu mlecze i kaczeńce- zmory mojej mamy, bo nie mogła doprać później plam na sukienkach , które te kwiaty pozostawiały.
Minęło wiele lat a moja miłość do  kwiatów nadal jest ogromna, czasem aż  sama  się tego boję, bo zdarzyło mi się już dziabnąć kilka okazów z ogródka sąsiadów:). Znoszę do domu wszelkie zielsko z łąk i pól, to czasem silniejsze ode mnie, jednak na szczęście nie jestem z tym sama. Wszystkie siostry mojego małżonka a ma ich aż trzy, uwielbiają kwiaty, więc jak wybieramy się w sezonie na bazary po kwiaty to kupujemy je w ilościach hurtowych:).
Każda z nas lubi te same kwiaty, jednak gdy przyjdzie już co do czego, to wybieramy zupełnie inne...
I dziś chciałam zaprosić Was na taras Izy, gdzie panoszy się biel i zieleń...

 Uwielbiam te gliniane gary




 U mnie nowy nabytek KOSMOS - idiotyczna nazwa dla tak pięknego kwiatu . Swoją drogą, kto wymyśla te dziwaczne nazwy:)?
 I kolejny nabytek w kolorze żółtym... Kwiaty ma bardzo podobne do wrotyczu ale nie znam  nazwy, może któraś z Was wie co to za kwiat, a może to zioła, bo jakoś tak pachnie ziołowo?

Pozdrawiam cieplutko i dużo słoneczka na weekend Wam zasyłam
ila

środa, 13 czerwca 2012

OSTATNI DZWONEK

 Na zerwanie kwiatów bzu czarnego, kto jeszcze nie zebrał kwiatów niechaj się śpieszy:)
 Na moim podwórku rośnie kilka dorodnych okazów, ale z tego co wiem to dosyć pospolite drzewko i można spotkać je wszędzie, także rozglądnijcie się w koło a na pewno znajdziecie bzowe drzewko:)
 Ja mój syrop robiłam według receptury, którą kilka lat temu dostałam od znajomej, i taki najbardziej mi odpowiada

SYROP Z KWIATU CZARNEGO BZU
30 baldachimów bzu
3 cytryny
1kg.cukru
3 litry wody

Z baldachimów odcinamy ogonki, cytryny szorujemy i kroimy w plasterki, dodajemy do bzu i zalewamy wodą. Pozostawiamy pod przykryciem na 2 godziny. Po tym czasie wylewamy wodę i wlewamy potrzebną nam ilość wody do zagotowania. Zagotowujemy miksturę i pozostawiamy na 12 godzin pod przykryciem.
(najlepiej robić to wieczorem). Po 12 godzinach przecedzamy wszystko przez sitko,  i ponownie zagotowujemy. Powinno się gotować 1,5 godziny na wolnym ogniu. Po tym czasie zlewamy syrop do wcześniej wyparzonych słoiczków i odwracamy dnem do góry. Nie pasteryzujemy.
SMACZNEGO!

wtorek, 12 czerwca 2012

SEZONOWE PYSZNOŚCI

 Poziomki to dla mnie owoce zapowiadające nadejście lata. Uwielbiam je, szkoda tylko, że tak trudno dostępne.Dziś wczesnym rankiem wybrałam się w pewne tajemnicze miejsce i nazbierałam sobie kilka pachnących okazów.
Nie było ich na tyle dużo aby powstała konfitura, ale odpowiednia ilość nadawała się aby zrobić ciasto.
Od jakiegoś czasu chodziło za mną ciasto z owocami i zrobiłam. Jednak to nie tradycyjne ciasto, raczej deser bo to owoce zapiekane w kruszonce. Pyszne pachnące owoce najlepiej nadają się do łączenia z kruszonką
Robiłam kruszonkę już z kilkoma rodzajami owoców, wspaniale smakuje z truskawkami i rabarbarem, samym rabarbarem, z rabarbarem i jabłkami, i z rabarbarem z leśnymi poziomkami. Wszystkie wypróbowałam i wszystkie polecam:)
Kruszonka też nie jest tradycyjnie robiona, jest to połączenie mąki, oleju i cukru.
SEZONOWE OWOCE POD KRUSZONKĄ:
składniki
1kg. owoców sezonowych
300g mąki pszennej
kilka łyżek oleju
pół szklanki cukru białego lub brązowego
cukier puder do posypania
wykonanie:
Owoce( w moim przypadku poziomki i rabarbar) myjemy dokładnie i rabarbar kroimy.
Następnie owoce zasypujemy kilkoma łyżkami cukru i mieszamy delikatnie aby się nie rozpadły a puściły sok.
Mąkę wsypujemy do miski dodajemy pozostały cukier i wlewamy olej. Mieszamy tak długo aż ciasto zrobi się delikatnie wilgotne ale nadal pozostanie sypkie. Najlepiej wszystko mieszać dłońmi i grudki spłaszczać palcami. Część ciasta przekładamy do naczyń, w których będziemy zapiekać, na to układamy owoce wraz z sokiem, który puściły i przykrywamy porcją ciasta. Wkładamy do piekarnika na 30 min. do temp 180 st.
SMACZNEGO!


 Z lewej strony ciasto przykryte kruszonką, z prawej już gotowe.
 Posypujemy cukrem pudrem...

 Rozpływające się owoce, ależ pachniały te poziomki:)
Pozdrawiam Was ila

poniedziałek, 11 czerwca 2012

SKANSEN I MUZEUM PSZCZELARSTWA W PSZCZEWIE...

 W Pszczewie byłam już kilka razy ale uwielbiam tam wracać. Mogłoby się wydawać, że już wszystko widziałam a jednak nie, Paweł wiedząc, że uwielbiam wszelkiego rodzaju skanseny i muzea zabrał mnie do SKANSENU I MUZEUM PSZCZELARSKIEGO w Pszczewie. Było cudnie, Filip dowiedział się wielu ciekawych rzeczy na temat wytwarzania miodu przez pszczółki, a i ja znalazłam dla siebie wiele ciekawych rzeczy niekoniecznie związanych z pszczelarstwem. Oprócz ciekawostek na temat pszczół i uli, można zobaczyć tam przedwojenne kieszonkowe wagi, zabytkowe skrzynie, kołowrotki, czy zabytkowe drewniane pralki.
Skansen prowadzony do niedawna był przez małżeństwo, dziś już tylko pani opowiadała nam cudowne historie związane z każdą rzeczą, która znajduje się w muzeum.

 Pszczelich domków jest tam kilkadziesiąt, nie wiem dokładnie ile, natomiast wiem, że pszczółki robią miód już tylko w sześciu. Od kilku lat dziesiątkuje je zaraza, na którą nie ma lekarstwa, i tak do końca nie wiadomo co jest przyczyną ich wyginania.

 Tu ponad 100 letni ul w kształcie kamieniczki. Przepiękny, już troszkę zniszczony, ale nadal pełen uroku, zachwyca swym wyglądem. Z prawej pokazany od tyłu- mieszkało w nim 6 pszczelich rodzin, dla każdej osobne wejście:)


 Cudowne kolory od zieleni po błękity, turkusy, szarości...
 Patron pszczelarzy i Szanowna pani opowiadająca Filipowi historię tego właśnie patrona...


 A tu ul wyrzeźbiony przez właściciela skansenu...
 Muzeum i cudownie opowiadająca pani. Mogłabym jej słuchać bez końca... Nawet o zwykłej świeczce z pszczelego wosku opowiadała całą historię.

 Miniaturowe wagi...
 Przyrządy do czesania sieczki i kolejny zabytek...100 letnia paczka pocztowa, w której przesyłana była cenna królowa
 I mój faworyt - żeliwny wyciskacz do cytrusów:) Z prawej żelazko na węgiel
I jeszcze z mniej przyjemnych rzeczy...
Zmieniłam przeglądarkę internetową, dostosowałam ustawienia blogera i nadal nie mogę wystawiać komentarzy u niektórych z Was:(. Dziewczyny przepraszam Was, ale nie wiem już co robić. Zaglądam do Was regularnie, jednak  nie komentuję bo nie mogę:(.
Pozdrawiam ciepło i życzę Wam udanego tygodnia!
ila