niedziela, 27 czerwca 2010

ŚWIECZUSZKOWE BABECZKI...

Wykorzystując czas, który ostatnio spędzam w domu, pomiędzy sprzątaniem i pakowaniem się zmieniłam sobie dekoracje na ulubionej tacy. Znalazłam stare foremeczki i przyodziałam je w świeczuszki, nie zajmują dużo miejsca na stole a jak dla mnie ślicznie wyglądają. Mała dekoracja a cieszy. Z nogą już znacznie lepiej, co mnie niezmiernie cieszy, bo myślałam, że z wycieczki nici, ale moczyłam w szarym mydełku, robiłam okłady i się zagoiło:)
Dziękuję Wam dziewczyny bardzo za słowa otuchy.
Lecę pakować walizkę, trzymajcie kciuki, żeby było fajnie:)





Ps. Kaju bardzo Ci dziękuję, za krótki opis tego co tam zwiedzimy:) a Was moje drogie bardzo mocno ściskam i pozdrawiam:)
Miłej niedzieli i całego przyszłego tygodnia:)

piątek, 25 czerwca 2010

BZOWO SIĘ ZROBIŁO:)

Już ostatni dzwonek na zerwanie bzu ale jeszcze zdążyłam, wczoraj zebrałam się w sobie i poszłam na poszukiwania tej cennej roślinki. Od kilku dni siedzę w domu i nic mi się nie chce, kiepsko się czuję i brakuje mi enegii, miejmy nadzieję, że po weekendzie wszystko wróci do normy. Planuję pierwszy raz zrobić syrop z czarnego bzu, przepis znalazłam w internecie, bardzo podobnie się go robi jak syrop z mniszka, który wcześniej pokazywałam.
W tej chwili kwiaty się moczą w wodzie z cytryną i cukrem a już jutro zostanie syropek zlany do słoiczków.

Do zrobienia syropu potrzebujemy 3 cytryny, 36 baldachimów czarnego bzu i 1 kg. cukru.
Po wcześniejszym oczyszczeniu rozdrabniamy baldachimy pozbywając się gałązek, zalewamy 1litrem wody, dodajemy pokrojoną cytrynę i zagotowujemy, gdy się tylko zagotuje odstawiamy z palnika i zostawiamy wszystko na 24 h, przecedzamy wszystko przez sitko, następnie dodajemy cukier i gotujemy 2 h, do momentu zgęstnienia. Gorący płyn zlewamy do słoiczków i szczelnie zamykamy, odwracamy do góry dnem. Nie pasteryzujemy
Pozostały bez właśnie się suszy na sznureczkach w przewiewnym miejscy w szopie, gdy już będzie suchy zmieszam go z kwiatami lipy. Bardzo lubię taki napój, jest bardzo orzeźwiający i ma świetny smak.
Podczas wieszania bzu miałam bardzo nieprzyjemny wypadek, noga mi się osunęła i nadepnęłam na gwoździa, nie będę pisać co było dalej. Efektem tego jest dziura w nodze i okropny ból. Mam nadzieję, że do niedzieli mi przejdzie bo w poniedziałek jedziemy na Mazury i na Litwę.
Mamy tygodniowy wyjazd z mojego małżonka pracy, nie mogę się doczekać i po raz pierwszy będę miała tak długą przerwę w blogowaniu:)

Ps. Dziś koniec roku szkolnego, z czego się bardzo cieszę bo przez dwa równiutkie miesiące będę miała mojego małżonka w domku:)

Pozdrawiam Was weekendowo ila!

środa, 23 czerwca 2010

CERAMICZNIE...

Dziś chwale się miseczką, o której kiedyś już wspomniałam. To moja jedyna pamiątka ze szkoły, jestem z niej niezwykle dumna bo to moja pierwsza praca i mimo, że nie jest równiutka to i tak bardzo mi się podoba. Dziś pełni funkcje typowo dekoracyjną czasem tylko użytkową, wolę wpatrywać się w jej błękitne dno. Często gdy mam chandrę biorę sobie ją do ręki i wracają wspomnienia, uwielbiam jej chropowatą fakturę, zrobiona jest z gliny szamotowej, która używana była do wyrobu rur i którą dostawaliśmy gdy jakaś rura wyszła krzywa. Zajęcia z ceramiki bardzo lubiłam a, że odbywały się jesienią to do tej pory roku mam szczególny sentyment i często najwięcej pomysłów przychodzi mi do głowy właśnie tą porą :). Glina szamotowa jest porowata i nie nadaje się do robienia rzeczy użytkowych ale wielkie butle bardzo dobrze się sprawdzają w roli dekoracji.
Miseczka nie jest duża ma 15 cm średnicy, wykonałam ją metodą wałeczków, nie będę jej opisywać bo nie chcę Was tym zanudzić, ale to bardzo fajna metoda:), na dno położyłam potłuczone błękitne szkło. Niestety szkło topi się w niższej temp. aniżeli rury szamotowe są wypalane i po prostu się "zagotowało", i w takiej postaci zastygło.
Dziś można spotkać wyroby szamotowe mniej chropowate i porowate z równiutko zastygniętym szkłem, sama mam w domu kilka takich rzeczy, ale podoba mi się moja miseczka, bo jest jedyna w swoim rodzaju:)
Tym postem przypomniałam sobie stare dobre czasy:)














Dziękuję za Wasze wcześniejsze słowa otuchy, i cieszę się, że lubicie do mnie zagladać. To dla mnie bardzo ważne:)
Pozdrawiam Was bardzo cieplutko ila:)





wtorek, 22 czerwca 2010

TRUSKAWKOWO...

Zastanawiałam się czy pisać dzisiejszego posta i czy w ogóle nie usunąć bloga, bo przeglądając i nanosząc poprawki wczoraj natrafiłam na pewien komentarz i nie wiem jak go ugryźć. Chodzi o tego nieszczęsnego królika, który tak się wszystkim podoba, dla mnie teraz jest przekleństwem. Otóż pewna pani napisała coś typu, że umieszczam informację na pasku obok o zakazie kopiowania a sama to robię. Zgadza się, królika skopiowałam ale tylko dlatego, że niestety niedostępny jest u nas w sklepach. Napisała również, że nie jest tak strasznie drogi jak napisałam, ale dla mnie wydać 250zł na maskotkę 52 centymetrową to jest dużo! A co do mojego zakazu kopiowania, to chodzi i wyłącznie o moje (rodzinne) zdjęcia i zdjęcia Łagowa a nie o to, co się na nich znajduje. Sama staram się nie kopiować a jeśli już to chcę zrobić, to się pytam czy mogę. Z królikiem nie miałam tej możliwości, nie będę się jednak tłumaczyć bo nie mam komu. Wszystkie rzeczy z wyjątkiem tej jednej, są mojego pomysłu i nawet jeśli w Waszych komentarzach dowiaduję się o tym, że gdzieś tam na zagranicznym blogu czy nawet Polskim widziały identyczną rzecz, to niestety ja nic o tym wcześniej nie wiedziałam!
Ale ok, zmiana tematu:) Dziś zajęłam się truskawkami, powstały nowe dżemiki, które mogłabym jeść łychami, niekoniecznie na chlebie. Uwielbiam późną jesienią otworzyć sobie taki słoiczek i zajadać go z białym serem- który bardzo mi nie służy, no ale cóż począć jak taki dobry.
Chociaż nie przepadam za żelfiksem to musiałam go w tym wypadku dodać bo miałam mniej owoców niż sądziłam i nie opłacało mi się robić soku, którego i tak nie potrafię zrobić dobrego.
Powstało również ciasto biszkoptowe z zatopionymi w środku truskaweczkami- pychotka, jak to powiedział Filip.






BISZKOPT Z TRUSKAWKAMI
składniki:
6 jaj
6 łyżek mąki
6 łyżek cukru
łyżeczka proszku do pieczenia
0,5 kg. truskawek
wykonanie:
Jaja oddzielić od żółtek, wyobraźcie sobie ze ja w 6 jakach miałam 15 żółtek:, oczywiście nie dodałam wszystkich:) białka ubić, do ubitych jaj dodać cukier i żółtka, następnie przesiać przez sitko mąkę z proszkiem do pieczenia, wszystko ręcznie wymieszać starając się aby ciasto "wchłonęło" jak najwięcej powietrza, wtedy jest puszyste i nie opada.
Wylać ciasto do foremki, dodać połówki truskawek
Całość włożyć do piekarnika na 180st. do momentu aż zrobi się rumiane








Na koniec bardzo lubię sprószyć je cukrem pudrem:)
Pozdrawiam Was ciepło i dziękuję, że do mnie zaglądacie ila!





niedziela, 20 czerwca 2010

JAŚMINOWO...

Nie będę się rozpisywać, przedstawiam Wam najpiękniejszy kwiat stworzony przez MATKĘ NATURĘ!









Pozdrawiam Was niedzielnie:) ila


sobota, 19 czerwca 2010

ZNOWU KULINARIA...

Długo już nie pisałam o jedzeniu, więc najwyższy czas to nadrobić:). Dziś zachciało mi się sałatki(kolejnej) z brokułami i serem feta. Przepis znalazłam na blogu Mój Ogródek- same wspaniałości tam znajdziecie, koniecznie zajrzyjcie:). Doskonale pasuje do piersi indyka lub kurczaka i niekoniecznie z ziemniakami ale jeśli ktoś lubi... Smaczna jest sama w sobie więc ja nie psułam jej smaku dodatkowo ziemniakami, które mimo to bardzo lubię:)
BROKUŁY Z SEREM FETA
Składniki
1 duży lub 2 małe brokuły
1 kostka sera feta
łyżka oliwy z oliwek
łyżeczka soli
pieprz

Brokuły rozdrabniamy i gotujemy na półtwardo w osolonej wodzie, odcedzamy i studzimy. Ser feta kroimy w drobna kostkę, mieszamy z brokułami polewamy oliwą z oliwek i doprawiamy do smaku grubo mielonym pieprzem.Dobrze też smakuje z kurczakiem z grilla.

W moim domu w koncu nastał czas na piwonie:) uwielbiam je za ich wygląd, delikatność płatków i niesamowity zapach. Te dostałam od sąsiadki, która wcześniej podała mi bukiet dla teściowej. Wtedy spytałam milutko czy nie mogłabym i ja dostać choć jednej:). Po chwili Filipek przylatuje z ogromnym bukietem i woła... mamusiu masz, Pani N... podała dla Ciebie! Ależ się ucieszyłam:)!
Nie jestem wymagająca, aby sprawić mi przyjemność wystarczy tylko bukiet polnych lub ogrodowych kwiatów:)





Uwielbiam kwiaty mogłabym wpatrywać się w nie godzinami a i tak byłoby mi mało. Muszę sobie kupić jakiś porządny wazon, coś nie mam szczęścia do wazonów, jeszcze nigdy nie spotkałam okazu, który by mi się od razu spodobał, a kwiaty zasługują na piękną oprawę.
Życzę Wam wszystkim miłej i słonecznej niedzieli, spędzonej w rodzinnym gronie:)
Pozdrawiam ila






środa, 16 czerwca 2010

WSPANIAŁY DZIEŃ...

Wczorajszy dzień cały upłynął pod hasłem PRZYJEMNOŚCI! Rano z dzieciaczkami i siostrami mojego małżonka pojechałyśmy do sklepu na ulubione babskie zakupy, później wybrałyśmy się na działeczkę kolejnej trzeciej siostry P... Tam prażyłyśmy się na słoneczku jak orzeszki:) Oczywiście ja korzystając z okazji, że rzadko gdzieś wyjeżdżam biegałam po działkach i robiłam zdjęcia aby troszkę tej natury zatrzymać w aparacie, bo jak już wyrwę się z domu to czuję się jak piesek, który zerwał się ze smyczy i wszystkie miejsca chce odwiedzić:)

Dzieciaczki jak na ich możliwości wyjątkowo były grzeczne i nie sprawiały większych kłopotów:). Byłyśmy w tylu miejscach, że nie będę opisywać każdego z osobna, bo to chyba zajęło by mi kilka postów,wystarczą zdjęcia:)





Pogoda była niesamowita, feeria barw tych wszystkich roślin przyprawiała mnie o zawrót głowy, oszołomiona widokiem biegałam z aparatem tam i z powrotem



Niedaleko działki roztaczało się pole usłane chabrami, przepiękny widok- ziemia w tym miejscu zlewała się z niebem





Maczki przy działeczce również zachwycające, zerwałam sobie kilka miniaturowych makóweczek i już się maleństwa suszą:)





Pięknie pachnące piwonie na działce teściów B..., nie mogłam przejść obojętnie, musiałam wchłonąć ich zapach- niesamowite kwiaty!



Wspaniałe róże, które jak zobaczyłam, to od razu pomyślałam o wianuszkach i o pączkach:) Ciekawa jestem czy ktoś by zauważył jakbym sobie kilka "wzięła":)







A teraz wiedząc, że I... i B... przeczytają to :) chciałam Wam dziewczyny bardzo podziękować za miło spędzony dzień:)!








poniedziałek, 14 czerwca 2010

OGÓREK, OGÓREK, OGÓREK...

Ogóraski bardzo lubię, zwłaszcza z własnego ogródka, niestety w tym roku tylko mam szklarniowe bo nie siałam. Od kilku lat mamy plagę ślimaków i żadnym sposobem nie da się ich wyplewić a po deszczu to już prawdziwa epidemia! Zżerają wszystko co znajdą na swojej drodze i ogórki też, obgryzły rzodkiewkę, sałatę i nawet za lawendę się biorą. Nie powiem Wam jak radzi sobie z nimi moja szwagierka bo to drastyczne ale niestety jedyne dobre rozwiązanie w tym przypadku.
Dziś poszłam sobie do sklepiku i nabyłam kilka kilogramów ogórasków, koper bo w moim ogrodzie niestety nadal malutki i młody czosnek-niezwykle aromatyczny.
Zajęło mi to chwilkę a ogóreczki już jutro będzie można pałaszować:)

Na początku porządnie je wyszorowałam, później kilka godzin moczyłam w wodzie z czosnkiem aby przeszły jego aromatem a następnie zagotowałam litr wody z łyżką soli i zalałam, dodałam koper i wszystko zakryłam aby się "przegryzły":)





Do słoików będę robić je później jak będą troszkę tańsze:). Mam świetny przepis na ogórki w zalewie z curry. Na pewno się nim z Wami podzielę:)

Jeszcze chciałam nadmienić do posta o różyczkach. Niestety pączki już mi się skończyły ale nadal będę szukać, zostało mi 5 wianuszków i jeśli któraś z Was jest zainteresowana to zapraszam:)
Pozdrawiam cieplutko ila:)




niedziela, 13 czerwca 2010

JEZIORO ŁAGOWSKIE

Korzystając z ostatniego słonecznego dnia wybraliśmy się na łódkę. Popłynęliśmy na drugie jezioro- Jezioro Łagowskie, znajdujące się bardziej w centrum Łagowa. Jest niezwykle malownicze, w pewnym fragmencie przypomina Wenecję, bo u jego brzegu położone są hotele i domy mieszkalne. Ja tak nawet po mojemu je nazwałam "Łagowską Wenecją":). Zdecydowanie bardziej lubię to jeziorko od Trześniowskiego. Ma więcej plaż, jest mniejsze, płytsze i cieplejsze.
Mieszkam tu już tyle lat ale za każdym razem idąc do sklepu lub nawet pływając łódką- jak teraz, zachwycam się tym niesamowitym miejscem, jego magią! Nie wyobrażam sobie zmiany miejsca zamieszkania, tu życie płynie swoim tempem, człowiek się nigdzie nie śpieszy, tu liczą się zupełnie inne sprawy niż w mieście.
Tu jest MOJA PRZYSTAŃ- MOJE CAŁE ŻYCIE!

Zaraz za tymi drzewami znajduje się miejsce, gdzie kwitną wodne grążle żółte- niesamowite rośliny o maleńkich żółtych kwiatach. Niestety nie mogliśmy podpłynąć do nich za blisko bo są pod ochroną i można by było je uszkodzić łodzią. Natomiast bardzo dobrze widać je z brzegu:)





Tu zrobiliśmy sobie odpoczynek, Filip wskoczył do wody a i ja się wykąpałam, no bo jak to, jak chłopaki nabijali się ze mnie, że jestem mięczakiem, a nawet jak Filip to powiedział-mięczarą:)bo boję się zimnej wody. Więc nie mogłam pozwolić aby nadal tak na mnie mówili i wykąpałam się- woda fantastyczna, bardzo się nagrzała przez te kilka dni upałów.



Po kilku godzinach istnego szaleństwa wracaliśmy o zachodzie słońca do domku. Jeszcze na łodzi okazało się, że pękł sznurek do cumowania od innej łódki i ta odpłynęła sobie, trzeba było jej szukać, na szczęście znajomy zadzwonił i poinformował nas gdzie znajduje się łódka i małżonek mój wysadził bezpiecznie nas na brzegu a sam dzielnie popłynął na poszukiwania:).