Dziękuję Wam dziewczyny bardzo za słowa otuchy.
Lecę pakować walizkę, trzymajcie kciuki, żeby było fajnie:)









W moim domu w koncu nastał czas na piwonie:) uwielbiam je za ich wygląd, delikatność płatków i niesamowity zapach. Te dostałam od sąsiadki, która wcześniej podała mi bukiet dla teściowej. Wtedy spytałam milutko czy nie mogłabym i ja dostać choć jednej:). Po chwili Filipek przylatuje z ogromnym bukietem i woła... mamusiu masz, Pani N... podała dla Ciebie! Ależ się ucieszyłam:)!


Pogoda była niesamowita, feeria barw tych wszystkich roślin przyprawiała mnie o zawrót głowy, oszołomiona widokiem biegałam z aparatem tam i z powrotem
Niedaleko działki roztaczało się pole usłane chabrami, przepiękny widok- ziemia w tym miejscu zlewała się z niebem
Na początku porządnie je wyszorowałam, później kilka godzin moczyłam w wodzie z czosnkiem aby przeszły jego aromatem a następnie zagotowałam litr wody z łyżką soli i zalałam, dodałam koper i wszystko zakryłam aby się "przegryzły":)
Zaraz za tymi drzewami znajduje się miejsce, gdzie kwitną wodne grążle żółte- niesamowite rośliny o maleńkich żółtych kwiatach. Niestety nie mogliśmy podpłynąć do nich za blisko bo są pod ochroną i można by było je uszkodzić łodzią. Natomiast bardzo dobrze widać je z brzegu:)

Tu zrobiliśmy sobie odpoczynek, Filip wskoczył do wody a i ja się wykąpałam, no bo jak to, jak chłopaki nabijali się ze mnie, że jestem mięczakiem, a nawet jak Filip to powiedział-mięczarą:)bo boję się zimnej wody. Więc nie mogłam pozwolić aby nadal tak na mnie mówili i wykąpałam się- woda fantastyczna, bardzo się nagrzała przez te kilka dni upałów.

Po kilku godzinach istnego szaleństwa wracaliśmy o zachodzie słońca do domku. Jeszcze na łodzi okazało się, że pękł sznurek do cumowania od innej łódki i ta odpłynęła sobie, trzeba było jej szukać, na szczęście znajomy zadzwonił i poinformował nas gdzie znajduje się łódka i małżonek mój wysadził bezpiecznie nas na brzegu a sam dzielnie popłynął na poszukiwania:).